Dziwię się, że ten gniot powstał, bo już sam scenariusz był zwiastunem niewypału. Antropologiczne bzdury, które raczej bawiły niż straszyły i Pierce Brosnan biegający po ekranie bez ładu i składu - albo gonił za bandą punków, albo przed nimi uciekał. I pomyśleć, że film podpisał swoim nazwiskiem twórca późniejszych hitów "Predator", "Szklana pułapka" i "Polowanie na Czerwony Październik".