Amerykańskie (w najgorszym znaczeniu tego słowa) i antyromantyczne wypociny. Zestaw Beatty & Bening jest nudny i przebrzmiały (od dwóch lat byli małżeństwem, ale chemii między nimi na ekranie ze świecą szukać). Całość ospała, wszelkie gesty i wyznania są umowne, a rutyna bije po gałach. Nawet kolacja w kiszkach nie chciała się przy tym uleżeć... ale Mamcie Muminka i czytelniczki Harlequina pewnie będą przeciekać, aż chustek do tamowania zabraknie.