Jak dla mnie ten film jest najlepszy z całej serii. Po pierwsze Bond za sprawą Daltona przypomina realnego szpiega z książek Fleminga. Po drugie ciekawa intryga - James w końcu po raz wtóry nie ratuje świata przed złoczyńcą pokroju Blofelda. Po trzecie Czarne charaktery (Koskow i Withaker) są dosyć dwuznaczne, a do tego pamiętny młodzian Necros, który dusił przeciwników słuchawkami. Po czwarte znakomita muzyka Johna Barry'ego w stylu lat 80. Po piąte ciekawe miejsca akcji takie jak Czechosłowacja, Austria, Afganistan. Po szóste dziewczyna Bonda bardzo urodziwa, typowa Słowianka (tak na marginesie to fajnie, że 007 w końcu jest monogamem i nie zmienia kobiet jak rękawiczki). To są według mnie główne zalety tego filmu, ale nie wszystkie. Mógłbym go jeszcze obejrzeć kilka razy i by się nie znudził.
To prawda film jest świetny, Dalton wypadł naprawdę dobrze (chociaż wolę trójkę Moore-Connery-Brosnan) podchodząc do tej roli bardziej "serious". No i w filmie pojawia się motyw Smierszu jak i Sowietów a nie żadnych megalomanów. Jedyne minusy to słabi przeciwnicy (Withaker to duży chłopiec a Koskow jest ciągle wyluzowany, powinni być bardziej w stylu Maxa Zorina) No i dziewczyna (która oczywiście jest ładna) jednak słabo wypada przy takich dziewczynach jak Elektra King, Annya Amasova czy Melina Havlock. Ale oczywiście plusy przewyższają minusy i jest to jeden z moich ulubionych Bondów :)